Praca Łukasza Pawlaka – ucznia gimnazjum w Publicznym Zespole Szkół w Rudzie Talubskiej – Gminny Konkurs Literacki „O miłości najpiękniej”

 w Prace literackie uczniów

WSPOMNIENIE Z KANADY

 

Mocniejszy uścisk przywrócił mnie na ziemię. Nie mogłem uwierzyć. On zmarł. Nie żyje. Mój przyjaciel nie żyje. Nie chciałem tu być, nie chciałem żyć.

To była prawda. Mimo wszystko grób, na który w tej chwili patrzyłem był opatrzony jego imieniem. Mimo wszystko sam zidentyfikowałem jego zwłoki. Mimo wszystko byłem na cmentarzu. Wypełniała mnie rozpacz. Spojrzałem wzrokiem przepełnionym bólem na stojącą przy mnie żonę, Sophie. Trzymała mnie za ramię. Kiedy nasze oczy się spotkały, wszystko zrozumiała. Ścisnęła mnie jeszcze mocniej. Wspięła się na palce i zaczęła szeptać:

– Lucas, wszystko będzie dobrze. Ciii… Już dobrze. Wiem, że dla ciebie bardzo wiele znaczył. Ale masz mnie. Gdyby nie on, nie miałbyś mnie dzisiaj. Uśmiechnij się, bo jestem jego darem dla ciebie. Chociaż jego ciało umarło, to on będzie żył.

Dotknęła lewej strony mojej klatki piersiowej i mówiła:

– Tutaj. Dopóki go nie zapomnisz, a przecież nie zapomnisz, bo moje życie zależało przez chwilę od niego. Jest częścią ciebie. Tak jak ja… Tylko, że ja większą.

Uśmiechnęła się. Z tego uśmiechu można było wyczytać „egoizm zamierzony”.

– Tatusiu, nie płacz – powiedziała cichutko moja córka, Rose. Zauważyła moje łzy szybciej niż ja je poczułem. Sophie schyliła się do niej i pewnie tłumaczyła jej, dlaczego płaczę. Po chwili usłyszałem:

– Tatusiu, kocham cię.

Jej słowa trafiły prosto w serce. Ona była również jego częścią. Milczałem. Popatrzyłem na nią jeszcze raz. Następnie na żonę. W jej oczach ujrzałem wspomnienie związane z moim przyjacielem.

 

*

 

– Po prostu biegnij!

– Nie… Nie mogę cię zostawić…

– Uciekaj, zatrzymam ich! Nie mogę pozwolić, by coś ci się stało!

– Lucas…

– Biegnij! – krzyknąłem.

W końcu mnie posłuchała. Głęboko odetchnąłem. W końcu będzie bezpieczna. Chociaż przez chwilę. Nie miałem pojęcia, że może zdarzyć się coś takiego. Ale to się już nie liczyło. Liczyła się ona. Będzie bezpieczna. Muszę ją ochronić.

Popatrzyłem jeszcze raz na jej bieg korytarzem. Uśmiechnąłem się i spojrzałem w drugą stronę. Oni stali przede mną. Jeden wycelował w nią karabin. Zasłoniłem ją sobą.

– To o mnie wam chodzi, nie o nią – warknąłem.

Jednego z tej trójki poznałem od razu – to był Mark. Człowiek, który miał w ręku broń zdzielił mnie kolbą w twarz. Podszedł od tyłu i bronią trzymał mnie za szyję. Pociemniło mi w oczach, poczułem płynącą po mojej twarzy krew. Jakby się cieszyła, że wydostaje się z ciała.

– Lucas, na co liczyłeś? Jak mogłeś pomyśleć, że cię nie znajdziemy. Znajdziemy cię tutaj, znajdziemy cię w całej Kanadzie, znajdziemy cię w całej Europie, znajdziemy cię na całym świecie – rzekł.

Spojrzałem jeszcze szybko na postać niknącą w długim korytarzu. Ponownie odetchnąłem z ulgą. Jest bezpieczna. Udało się. Nieważne, co się stanie ze mną. Ona jest bezpieczna.

– Liczyłem na życie.

Mark zaśmiał się, jego ludzie razem z nim. Posłuszne psy.

– Jakie życie? – wskazał na mnie palcem. – Ty już nie masz życia, Lucas. Nie po tym, co zrobiłeś.

Kiwnął głową na jednego z goryli. Teraz drugi uderzył mnie pięścią z kastetem. Tym razem w czoło. Krew spłynęła mi do oczu.

– Pamiętamy o tobie. Ale czy ty nie zapomniałeś o nas? – kontynuował Mark. Wskazał palcem w kierunku, w którym ona uciekła. – Ach, jest nasz gość honorowy – – uśmiechnął się.

Wytarłem krew i popatrzyłem znowu tam, gdzie przedtem pobiegła. Ona tam stała. Zakneblowana. W przepasce na oczach. Związana. Za nią stał jakiś facet w okularach przeciwsłonecznych. On mnie nie obchodził. Obchodziła mnie tylko ona. Ona musi być bezpieczna.

– Wypuść ją. Zrobię co zechcesz – powiedziałem do Marka.

Uśmiechnął się jeszcze szerzej.

– Mówisz, że zrobisz, co zechcę? – Zaśmiał się. – No dobrze, a więc przywrócisz życie moim ludziom, przywrócisz życie mojej córce i na koniec sam się zabijesz, tak?

Nie wiem czy na pewno , ale zobaczyłem w jego oku łzę.

– Nie, przyjacielu, nie możesz tego cofnąć. Ale możesz poświęcić swoją żonę. Niech będzie równo: twoja ukochana kobieta za moją.

Przełknąłem ślinę.

– Nie… Proszę. Zrobię wszystko, o co prosisz. Tylko… tylko daj jej życie. Zrobię wszystko.

Zacząłem płakać. Łzy spływały po moich policzkach strumieniami. Nie zważając na uścisk na szyi, padłem na kolana. Złapałem Marka za nogawki spodni. Kurczowo je trzymałem, powtarzając: „Proszę. Zrobię wszystko co zechcesz. Proszę”. Spojrzałem w jego oczy. Przepełniał je ból. Równy mojemu. Nie dotyczył on nas samych. Dotyczył naszych najbliższych. Tylko,  że jego bólu nie dało się już wyleczyć.

– Wiesz, czym jest strata bliskiej osoby – szeptałem do niego, co chwila nerwowo patrząc na nią, na moją żonę. – Nie mogę cofnąć czasu, choć bardzo chcę. Zrobię dla ciebie wszystko. Nie zabieraj mi Jej. Ona… jest dla mnie Życiem. Więc proszę, zostaw Moje Życie. Zostaw Ją. Proszę…

Spojrzał na mnie. Spojrzał głęboko w oczy, w których widział ból. Nie ból taki jak jego, nie ból ojca. Zobaczył w nich ból. Lejąca się krew nie miała żadnego znaczenia, bo to nie był ból fizyczny. Zobaczył ból psychiczny. Ból męża, dla którego najważniejsze było życie żony, ukochanej kobiety. Rozumiał to.

– Zostawię ją – usłyszałem.

Mark odwrócił się. Skinął palcem.

Gdyby nie to, że go znam… nie zrozumiałbym go. Gdyby nie to, że wystawił mnie na ból, który spotkał jego… nie współczułby. Gdyby nie to, że jest moim przyjacielem… nie wybaczyłby mi.

– Ale jak to szefie? – spytał z niedowierzaniem jeden z osiłków.

Mark pstryknął palcami. Wszyscy jego ludzie, wbrew sobie, ale posłuszni rozkazom, wyszli z mojego domu. Przełknąłem gorączkowo ślinę.

– Mark… – powiedziałem.

Zatrzymał się.             Podszedłem do niego powoli. Nie widziałem dokładnie całej twarzy przez krew, spływającą po mojej twarzy. Ale wyraźnie, najwyraźniej, zobaczyłem w jego oczach łzy. On zobaczył je w moich. Nie potrzeba było słów.

Zbliżyłem się do niego. Przytuliłem mocno.

– Mark, przebacz mi – wyszeptałem.

W mojej głowie kłębiło się wiele myśli, wiele pytań: – Dlaczego mi wybaczył? On to naprawdę przeżywa. Durniu, zniszczyłeś mu życie. Jak mogłem go tak zranić? To… jest mój prawdziwy przyjaciel.

Dopiero, gdy on również mnie objął… wszystko zrozumiałem. Wraz z tym uściskiem, podzieliłem jego ból, poczułem stratę, której on doświadczył. Nie zważał na moje rany na głowie. Nie zważał na to, że to ja spowodowałem jego pustkę. Nie zważał, że przyszedł tu, by mnie zabić, by się zemścić, a nie wybaczyć.

– Wybaczam ci, Lucas – usłyszałem po chwili.

Połączyła nas więź, którą rozumieliśmy tylko my dwaj. Przebaczył mi, chociaż zniszczyłem mu życie. Prosił mnie, bym pomógł mu to życie odbudować. Stał się dla mnie wzorem do naśladowania. Dzięki temu to, co było zniknęło. Dzięki temu to, co się dzieje teraz, jest nowym początkiem.

 

Po pięciu latach od śmierci córki znalazł mnie, by mnie zabić. Zemstą próbował wypełnić tę pustkę, którą spowodowałem. Ale dopiero, gdy zobaczył moją miłość do żony…

Dopiero wtedy zrozumiał, że zemsta nie ma sensu, że ta czarna dziura w sercu nie zniknie, ale tylko się powiększy. Dopiero wtedy zrozumiał, że pierwszym krokiem do zapełnienia tej pustki jest wybaczenie. Dopiero wtedy zrozumiał, że zemsta z miłości nie ma sensu.  Dopiero wtedy zrozumiał, że to miłość ma największą siłę na świecie. Siłę, która może zmieniać świat, która może zmieniać ludzi, która zmieniła jego.

 

*

 

Stoję dzisiaj, dwadzieścia pięć lat po tych wydarzeniach, nad jego grobem. Stoję z żoną, z córką. Stoję z lampką, którą zapala i ustawia Sophie, bo nie umiem opanowywać emocji. Bo ja po prostu płaczę. Bo straciłem kogoś, z kim łączyła mnie więź silniejsza niż życie. Wciąż czuję jego obecność. Czuję, że stoi nade mną, widzi jak klękam nad jego grobem, jak się modlę.

Jednak teraz… wiem, że stoję tutaj z czystym sumieniem. Że stoję obok najlepszego przyjaciela, który przebaczył mi, choć przeze mnie zginęła najbliższa mu osoba.

Stoję nad jego grobem i wiem… że go kocham. Że on kocha mnie.

Zostaw komentarz